Anna Bełz: Karolu, zacznijmy tradycyjnie, od początku. Jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią? Twój pierwszy aparat - kiedy i jak odkryłeś dla siebie, jako twórca, to dziwne medium?

Karol Stępkowski: Miałem fantastycznego ojca, on się zorientował, kiedy byłem jeszcze całkiem mały, że  to może mnie interesować i kupił mi pierwszy aparat; potem zawsze już jakiś aparat miałem i robiłem całkiem sporo zdjęć, chociaż często też pracowałem aparatami pożyczonymi od przyjaciół. Basia Żukowska-Werner na przykład, pożyczała mi jeden ze swoich aparatów. To był czas jakiejś erupcji, takiej silnej potrzeby fotografowania,  to bardzo szczególne i niezwykłe uczucie, które zostało już we mnie do dzisiaj.

A.B: A inspiracje? Co buduje Twoją wyobraźnię?

K.S: Fotografia to moja wielka przygoda, potrzeba jakaś, wydaje mi się, że musiałem się jakoś do tego przygotowywać.

A.B: Edukacja wizualna, plastyczna?

K.S: Tak, ja zawsze chciałem rysować i malować, mój ojciec wspaniale rysował, ale mnie Bóg poskąpił tego talentu i wychodziło mi to, szczerze mówiąc, średnio. Obok teatru jednak, sztuki plastyczne szalenie mnie pociągały. Odkąd pamiętam, kiedy wyjeżdżałem z teatrem na wschód albo na zachód, to zamiast świętować z kolegami, chodziłem po muzeach, tylko to mnie interesowało. Nadal tak jest. Wiem często nawet, w którym miejscu wisi obraz, który chciałbym obejrzeć. Te obrazy musiały mi się odkładać w pamięci. To taka potrzeba obcowania z plastyką, moja nieumiejętność malarska przełożyła się chyba na fotograficzną pasję.

A.B: Tak, Twoje prace wydają mi się bardzo malarskie, impresjonistyczne. Światło, tak mocno akcentowana zmysłowość, bardzo taki fizykalny sposób odbierania rzeczywistości opartej na migotliwości patrzenia... wszystko to zdaje mi się łączyć Twoje zdjęcia właśnie z malarstwem impresjonistycznym.

K.S: To prawda, ja sobie bardzo cenię ten nurt w sztuce. Impresjonizm jest bardzo barwny, mnie w nim najbardziej interesuje kolor. W człowieku szukam zmysłowości i koloru właśnie. W zdjęciach pokazanych na mojej ostatniej wystawie „Dotknięcie” bardzo ważne były dla mnie te bliki. Jest takie ujęcie z dziewczyną z turkusową bransoletką, skupiającą światło. Bardzo lubię to zdjęcie - światło gra w nim wyjątkowo ważną rolę. To ono jest esencją fotografii, to ono mnie szczególnie interesuje.

A.B: Jesteś także reżyserem teatralnym, na ile te doświadczenia znajdują swój wyraz w Twojej pracy fotograficznej; scena i kadr, czy to się daje jakoś przełożyć?

K.S: Wydaje mi się, że to się przenika – teatr i fotografowanie. Często zdarza się tak, ze Ci którzy przychodzą do mnie na sesje, mówią mi potem, że zdjęcia, które im zrobiłem są inne. Nie wiem, może to te doświadczenia teatralne, to, że jestem także aktorem i reżyserem, pozwala mi inaczej spojrzeć na człowieka. W mojej pracy to On interesuje mnie najbardziej. W pewien sposób fotografowanie jest na końcu długiego procesu, jego początkiem i główną treścią jest właśnie człowiek. Możliwość jego poznania, odkrycia jego tajemnicy... to jest coś szalenie dla mnie pociągającego.

A.B: Często mówisz o swoim fotografowaniu jako o spotkaniu. Na ile jednak to spotkanie jest przypadkowe, a na ile je aranżujesz, reżyserujesz? To pytanie o teatr, plan, koncepcję, jakiś Twój scenariusz  na poszczególne zdjęcia, na poszczególne „spotkania”.

K.S: Wydaje mi się, że na tych zdjęciach nie ma teatralności. Im bardziej zbliżam się do pewnej tajemnicy w człowieku, tym bardziej zdjęcia te są interesujące ale nie mam żadnego klucza, którym określam daną postać. Najbardziej interesuje mnie to, co człowiek ma głęboko w środku, co w sobie skrywa.

A.B: Jesteś więc bardziej obserwatorem, przychodzisz na te spotkania bez żadnych uprzedzeń, koncepcji, czy też kierujesz się jakąś wizja, pomysłem? Czy i jak kreujesz powstający obraz, swoje odkrycie człowieka?

K.S: Nie wiem. Jedni się otwierają przed obiektywem, a inni wprost przeciwnie, i żeby do nich dotrzeć muszę z nimi porozmawiać, zapytać o ich sprawy, rodzinę, troski, radości, o to co dla nich ważne... Niektórzy ludzie sfotografowani przeze mnie nie poznają się na tych zdjęciach... , nie wiem, może to jednak dzieło przypadku, chwili, emocji, które powstają miedzy mną o moim modelem?

A.B: To takie rozmowy? Intymne rozmowy oparte na słowach, gestach, obrazach...

K.S: Tak, chyba to tak jest. Najbardziej interesującym spotkaniem drugiego człowieka w studio jest takie, w trakcie którego moja inspiracja napotyka odpowiedź z drugiej strony, kiedy powstaje dialog. Jestem wtedy bardzo szczęśliwy z powodu tej rozmowy artystycznej. Kiedy moje zachowanie napotyka odpowiedź, to jest wtedy fantastyczne. Wkrada się w to wszystko element zaskoczenia, rodzi się jakaś ulotna chwila, moment – zdjęcie. W tej jednej sekundzie albo robię je instynktownie albo wiem... to jest tajemnica, tajemnica tego jednego zdjęcia. To, jakie te sesje są, wynika ze mnie, z tego jaki jestem. Te zdjęcia są rodzajem spotkania ze mną, nie tylko z płaszczyzną obrazu. Mam w sobie dużo empatii i mam potrzebę zbliżenia się do drugiego człowieka.

A.B: W jaki sposób natrafiasz na swoich modeli, modelki?

K.S: Fotografuję w zamkniętym kręgu ludzi, w kręgu moich przyjaciół, aktorów, znajomych. Zakochuję się w nich, tak samo, jak wtedy, kiedy reżyseruję i mówię im o tym. Zresztą to po mnie widać, po mojej twarzy. Oni to odczytują doskonale. Wszystko to, co udaje nam się osiągnąć, wynika ze wzajemnych relacji, wzajemnego zaufania. Ten wektor powinien być dwustronny, kiedy tak się dzieje nic mnie nie ogranicza, ani strach ani niepewność.

A.B: Czy wszyscy sfotografowani to twoi znajomi, przyjaciele?

K.S: Nie, choć w większości. Czasami jednak trafiam na kogoś fascynującego, kogo nie znałem wcześniej.

A.B: To wszystko chyba jest dla Ciebie bardzo ważne, fotografia jest dla Ciebie bardzo ważna...

K.S: Znalazłem sobie taką niszę, dzięki temu wszystkiemu wciąż mogę się rozwijać, spotykać z nowymi ludźmi. Szczególnie fascynujące są spotkania z młodymi kobietami. One często mi się zwierzają, opowiadają o sobie, o swoich problemach, o swoim życiu, a więc nie są to tylko spotkania fotograficzne, to coś więcej, może nawet fotografowanie jest tylko pretekstem...

A.B: To musi być niezwykłe doświadczenie...

K.S: O tak. Jest ono dla mnie nawet pewnym zaskoczeniem. Niektórzy ludzie potrafią się tak pięknie otworzyć, wtedy widzę  w nich coś, czego nie widać  tak na co dzień. Nie spodziewałem się też, że ludzie teatru pod wpływem chwili, potrafią się tak otworzyć, tak pokazywać swoje emocje. Kiedyś spotkałem taką dziewczynę, która podczas sesji się popłakała, a ja nie przerwałem zdjęć. Trafił mi się również i mężczyzna, który miał problem rodzinny i w trakcie sesji zaczął płakać, robiłem mu zdjęcia do pewnej chwili, bo poczułem, że zbyt głęboko wchodzę w niego. Uciekam przed zdjęciami pozowanymi. Ludzie w studiu pytają mnie co mają robić, a ja im mówię, że nic, żeby puścili tylko luźno mięśnie twarzy, ja nic więcej nie potrzebuję.

A.B: A jednak w Twoich zdjęciach jest dużo pozy. Panuje w nich pewna konwencja patrzenia, konwencja zmysłowości, posługujesz się pewnymi schematami wyobrażeniowymi np. o seksapilu kobiety.

K.S: Czerpię z mojego doświadczenia artystycznego i życiowego - nawet nie wiem, które z nich jest ważniejsze. Sposób fotografowania jest odreagowaniem tego wszystkiego, co przeżyłem z kobietami, wszystko zależy od mojego nastroju i nastroju osoby fotografowanej. Nigdy właściwie nie zdarzyło mi się, żeby udało się przeprowadzić mój zamysł w jakiejś czystej postaci. To się dzieje w trakcie. Fotografuję i nagle wpadam na jakieś pomysły, krzyczę: stój, przynoszę kapelusz, woalkę, jakiś przedmiot... to jest chwila, inspiracja, drugi człowiek. W kobiecie zaś interesuje mnie kobiecość, tajemnica, im bardziej ja się rekwizytami zbliżam do tej kobiecości, tym jest mi to bliższe.

A.B: To kobiecość potrzebuje rekwizytów?

K.S: Podwiązka naturalnie nie załatwi zmysłowości, liczy się to, co kobieta ma w duszy. Czasem proszę, żeby pomyślała o swoim ukochanym mężczyźnie. Nie interesują mnie bezmyślne zdjęcia. Piękno to sprawa wtórna, nie interesuje mnie „ładność”. Jest mi kompletnie obojętne, czy ktoś jest urodziwy, czy nie.

A.B: Twoja pierwsza wystawa to „Portret intymny”, to wiele mówiący tytuł...

K.S: Tak, właściwie wszystkie moje wystawy kręcą się wokół jednego tematu. Jest nim poznanie, drugi człowiek, przekroczenie bariery intymności. Nie interesuje mnie fotografowanie przedmiotu, natury.

A.B: Jednak Twoje zdjęcia pokazują naturę, pokazują ciało, nagość, erotyzm... fotografowani są ukryci za tym wszystkim, reszta często tonie w ciemności, to rzadko są takie czyste portrety.

K.S: Nie znam nic piękniejszego niż naga kobieta.

A.B: Nagość więc wiąże się z jej wnętrzem?

K.S: Kobiety zaczynają inaczej patrzeć kiedy są nagie.

A.B: Fotografia jest byciem ku czemuś, nie jest obiektywna, to co widzimy jest funkcją, co o tym myślisz?

K.S: Nie chce się kreować na bardzo mądrego artystę, to nie jest prawda, że te moje zdjęcia są taką czysta, zaplanowaną kreacją. Nie, są w dużej części dziełem przypadku i to uważam za piękne. To trochę jak w miłości, nie można sobie wszystkiego założyć, to jest ta impresja, złapany moment, a ja się zakochuję w moich modelkach. Jestem wszystkim przeze mnie sfotografowanym szalenie wdzięczny.

A.B: Żyjemy w czasach, w których obrazy nas bombardują, są wszędzie, myślimy obrazami, one nas określają, konstruują naszą wyobrażeniową tożsamość, jak się w tym odnajdujesz?

K.S: Dużo oglądam, chadzam na wystawy. Nagle znalazłem się z drugiej strony, z konsumenta sztuki plastycznej stałem się jej twórcą i chyba wolę się zamknąć w swoim świecie, z człowiekiem w studio i tam czegoś szukać, to jest wtedy tylko nasz świat i rządzi się swoimi prawami z dala od tego co na zewnątrz. Nie korzystam z żadnych programów do obróbki zdjęć, unikam takiego myślenia o obrazie fotograficznym. Tak naprawdę w chwili fotografowania zostaje sam  ze światłem i z aparatem. Teraz dużo eksperymentuje, zajmuje mnie światło, cały czas szukam jakiś metod, sposobów na „patrzenie”.

A.B: Jesteś samoukiem, prawda?

K.S: Tak, nie kończyłem żadnej szkoły. Kocham fotografować. To mnie zmieniło, stałem się innym człowiekiem, te spotkania, Ci ludzie, których mogłem poznać, to moja wielka, największa radość i przyjemność. Fotografia daje mi siłę i inspiracje, motywuje mnie.

A.B: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wielu niezwykłych spotkań i wielu pięknych zdjęć.

K.S: Dziękuję. Chciałem tylko dodać, że nasza rozmowa dotyczy jedynie pewnego fragmentu mojej działalności fotograficznej. Większość zdjęć, które robię to portrety, o czym świadczy moja wystawa z 2007 roku w ZASP- „Koledzy”. Wystawa ogromna - 122 aktorów i aktorek. Wszystko, co powiedziałem o poszukiwaniu, Człowieku, tajemnicy i zaufaniu dotyczy również portretowych spotkań fotograficznych.

A.B: Karolu, czy można Twoje zdjęcia gdzieś obejrzeć, czy masz swoją stronę internetową?

K.S: Tak.  Więcej zdjęć można obejrzeć na mojej stronie internetowej.

Z Karolem Stępkowskim rozmawiała Anna Bełz